wtorek, 31 sierpnia 2010

Hiszpanska droga przez meke

Opuszczajac camping 3 estrellas wkroczylysmy na droge, ktora nie byla ani wspaniala, ani krotka, choc tak na to liczylysmy. Wiele czasu uplynelo nim zrozumialysmy gdzie popelnilysmy blad - otoz powodzenie kazdego dnia zalezy wylacznie od zjedzenia jednego z cukierkow ofiarowanych nam przez drogiego naszego szczepowego (pozdrawiamy!). Tak to juz jest - madre polki po szkodzie.

Jak zaraz sie dowiecie doswiadczenia skladow Agata + Kasia Ka vs Mrucia + Kasia Ko roznia sie dosc znacznie i z tej oto przyczyny najpier ja opisze me losy z Agatha, a nastepnie Kejt przedstawi Wam perypetie jej drogi z Murowana.

Alors,

pierwszym naszym laskawca 27.08 byl cichutki, hiszpanski 40latek, ktory podrzucil nas zgodnie z naszymi blaganiami na proxima cassolinero, skad z kolei poratowal nas przesympatyczny rosjanin. Nosnych ballad o Priviet Andriei nie zapomnimy juz nigdy! Niestety, nasz герой (rus. bohater ;)wysadzil nas w miejscu dosc niefortunnym - byly to co prawda bramki na austrade, szkoda tylko, ze nie uczeszczane zbyt czesto. Wreszcie jednak pojawil sie on - kilka tatuazy, walijski akcent i krotka niestety trasa. Nonetheless, tych 15 minut wypelnionych dzwiecznym brzmieniem cute brittish accent nic nie zacmi. Z pustawej stacji gdzie wysadzil nas walijczyk podwiozlo nas z kolei szalone malzenstwo - panstwo po 40, ubierali sie i zachowywali jakby wciaz umawial sie na pierwsze randki w gimnazjum. Bylo to bardzo urocze. Przez pierwsza godzine. Nastepnie udalo sie nam podjechac kawalek z hiszpanskim amigo, ktory nie potrafil powiedziec ani 1 (slownie: jednego) slowa po angielsku. Na szczescie Agata jest mistrzynia pokazywanek. Tzn. jezyka migowego :) Kolejnym bohaterem okazal sie Miro ze Slowacji. Tak sie sklada, ze mijal nas juz wczesniejszej stacji, co zauwazylam, ona zas zauwazyl, ze poprzednio trzymalam kartke z kierunkiem podrozy do gory nogami. Spedzilysmy z nim kilka milych godzin odkrywajac podobienstwa dwoch tych jezykow. Miro wysadzil nas 85 km od Cartageny, bylysmy tak blisko celu! Lecz...

Ni stad ni z owad pojawil sie (z)Alfredo. Poczatek tej znajomosci wrozyl calkiem dobrze. Kilka zartow, liczne komplementy, ale kiedy oswiadczylysmy, ze wolimy dolaczyc do naszych przyjaciolek zamiast jego kumpli na imprezie, obrazil sie i wysadzil nas na jakims rondzie skad zabral nas podstarzaly fan futbolu. Niestety nie dowiozl nas do Cartageny. Te noc spedzilysmy osobno. Z tesknoty oka nie zmruzylam.

Kolejny dzien jednak okazal sie byc o wiele milszym. Juz z rana zlitowal sie nad nami wytatuowany mlodzieniec, ktory nadlozyl ponad 30 kilometrow by tylko dokonczyc nasza rozmowe o podrozach. Przyznam szczerze, ze gdy wysadzal nas na stacji cieszylam sie bardzo z obowiazku hiszpanskiego zwyczaju do besos :)

Z tej stacji zabral nas sympatyczny amigo, nie szczedzac nam po drodze zlotych rad. Nastepnie wsiadlysmy do samochodu dwoch uroczych starszych panow. Wydaje mi sie, ze odnalezli w nas corki, ktorych hiszpanskie prawo nigdy nie pozwolilo im adoptowac. Z tego wiktu i opierunku wysiadlysmy dopiero na stacji, ktora byla chyba dosc opuszczona. Wlasciwie nie bylo tam nikogo procz psa i jego kleszczy. Na szczescie po jakze krotkich 30 - 40 min przejezdzajac obok kierowca zlitowal sie i powiedzial nam, ze stoimy na drodze do nikad i lepiej uczynimy wracjac na rondo. Rondo to blisko nie bylo, ale przeciez w taka hiszpanska pogode maszeruje sie przyjemnie. Z reszta warto bylo, bo z tego wlasnie ronda zabral nas Javier (¡Hola! :), ktory aktualnie uczy matematyki w liceum i gwarantuje Wam, ze kochaja sie w nim wszystkie uczennice! Korzystajac z dwumiesiecnzych wakacji Javier wraz ze swym uroczym psem podrozuja vanem po Hiszpanii. W trakcie dlugich przejazdow Javier spiewa wraz z radiem - i to nie byle jak! Coz moge rzec, podarowalam mu gumke do wlosow i mam nadzieje, ze bedzie ja nosil gdyz jest czerwona i moze osloni go przed nadmiernymi urokami licealistek! (Javi, en Poloña, tenemos un differente sentido del humor :)

Z Grenady (bo az tam zawiozl nas Javi) az za Malage dojechalysmy z niepozornym 50latkiem, spiewajac z nim i Robbim Williamsem. Za wiele sie nie odzywal, lecz na koniec zazadal wspolnego zdjecia. Nie minela chwila, nie zapomnialysmy jeszcze balskow flesza, a juz wsiadalysmy do conajmniej wypasionego Audi George'a Clooney'a!! Co prawda byl portugalczykiem, ale wierzcie mi, nie bylo widac roznicy! Nasz drogi gentleman (jak sam siebie okreslil, a zrobil to w sposob zmiekczajacy kolana) podwiozl nas az do stacjii 7 km od... Gibraltaru!! A tam, wegierskie malzenstwo samo zaproponowalo nam podwozke.

I tak oto jeszcze przed 18 przekroczylysmy granice Imperium Brytyjskiego nie mogac oderwac wzroku od gory, na ktora przyjechalysmy sie wspiac. Pospacerowalysmy troche, przemykalysmy - my marne i smierdzace - miedzy parami mlodymi i ich odpicowanymi goscmi, ja wskoczylam nawet do zimnego morze i znalazlysmy spokojne miejsce na nocleg. Ciezko bylo zamknac powieki ze swiadomoscia, ze Kasia i Murcia sa gdzies daleko. Lecz tamten dzien byl dla mnie swiadectwem tego, ze sa na Ziemie dobrzy ludzie! W sercu czulam nadzieje! Zasnelam wyobrazajac sobie te chwile, gdy dolacza do nas dziewczyny i wspolnie POMACHAMY AFRYCE!

Czy Kejt i Murowana dojada na Gibraltar?
Czy udalo sie nam wypelnic misje?
Czy nasze reczniki kiedys wyschna?

Tego dowiecie sie w nastepnym odcinku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz