Dzien w stolicy Katalonii rozpoczal sie bardzo zwyczajnie - prysznic, sniadanko i ruszamy na miasto. Jako pierwszy zaszczytu naszych odwiedzin dostapil parku Guel. Juz od poczatku dnia upal mocno dal nam sie we znaki. Wymeczone wysoka temperatura podjechalysmy pod Szpital Sant Pau, ktory jak sie okazalo aktualnie jest w remoncie i nie ma mozliwosci wejscia na dziedziniec. Zatem strzelilysmy pare fotek i ruszylysmy do Segrady. Nie mialysmy zamiaru wchodzic do srodka, wiec rownie szybko udalo nam sie obejsc dookola to dzielo Gaudiego i ruszyc w droge do dwoch nastepnych - Casa Mila i Casa Batlo. Z tego miejsca bylo juz bardzo blisko do miejsca, na ktore wszystkie czekalysmy - rambli. Deptak barcelonski byl jak zwykle wesloy, gwarny i zatloczony. Nasze kroki skierowalysmy na rynek, gdzie mozna zakupic swieze owoce, soki i koktajle. Po takim zastrzyku witamin ruszylysmy dalej w dol Rambla by dotrzec do placu Reial. Wlasnie odbywal sie tam bardzo efektowny pokaz capoiery. Po wystepie pioczestowalam zmeczonych tancerzy arbuzem, a w zamian za to moglam zrobic sobie z nimi zdjecie.
Wciaz bylo bardzo goraco, wiec zeszlysmy jeszcze nizej do portu, gdzie wiatr lagodzil troche upal i usiadlysmy by odpoczac. Przy brzegu znajduje sie tam przystan jachtowa, ktorej widok zainspirowal mnie i Kasie do spiewania wszystkich mozliwych piosenek, ktore kojarzyly nam sie z woda i morzem. Zaczelo sie od My heart will go on, a skonczylo na szantach wszelakiego rodzaju. Gdy tak beztrosko wydzieralysmy sie, zauwazylysmy, ze ktos nam sie przyluchuje. Pomachalysmy wiec do czlowieka na jachcie, a on i jego koledzy nam odmachali. Tym samym uznalysmy znajomosc za zawarta i pokazalysmy naszym nowym kolegom by do nas podplyneli. Jeden z nich pokazal na palcach 15, z czego wywnioskowalysmy, ze uczynia to za 15 minut. Chociaz wlasciwie mialysmy zamiar juz opuscic port, to jednak pokusa przejazdzki jachtem byla silniejsza i postanowilysmy poczekac. Wkrotce na horyzoncie pojawiul sie nasz nowy znajomy imieniem Marc i wytlumaczyl nam, iz niestety nie ma mozliwosci wyjscia w morze z powodu zbyt silnego wiatru. Chociaz nie bylo nam dane podziwiac Barcelone z pokladu jachtu, to wcale nie czulysmy sie poszkodowane, poniewaz Marc zostal naszym prywatnym przewodnikiem. Juz razem ruszylismy do parku Ciutladella, a po obejrzeniu fontannjy i obowiazkowych fotkach z mamutem usiedlismy na chwile na trawie by odpoczac, a Marc uczyl mnie jak sie liczy po katalonsku. Zrobil tez cos dziwnego - podstawil mi swoja stope pod nos i zapytal czy chce powachac prawdziwa hiszpanska stope!!! Hmmm w zamian moglam zaproponowac jedynie powachanie prawdziwie polskiej stopy, ale jakos nie byl zachwycony ;) Po krotkim odpoczynku udalismy sie do dzielnicy gotyckiej, by obejrzec wnetrza kosciolow i katedry. Natknelismy sie rowniez na spiewaka operowego, ktory wystepowal w jednym z zaulkow. Przygladalysmy sie mu z balkonu biblioteki, a poniewaz klaskalysmy w rytm muzyki i probowalysmy odpowiadac mu spiewem to raz po raz odwracal sie w nasza strone. Nasz aktywny udzial zachecil innych ludzi przysluchujacych sie koncertowi do zabawy i tak po chwili klaskala i spiewala juz cala uliczka. Ma sie ten talent do rozkrecania imprez :D Porwalysmy za soba tlumy i to bylo cudowne. Po spacerze uliczkami dzienicy gotyckiej przyszedl czas na zasluzone lody. Pozniej przeszlismy jeszcze na uroczy plac na druga strone Rambli. Powoli robilo sie ciemno i niestety nadszedl czas by rozstac sie z naszym uroczym przewodnikiem. Marc odprowadzil nas do sklepu, a sam poszedl na pociag.
My zas zrobilysmy zakupy i przemiescilysmy sie na plac Espanya by obejrzec magiczne fontanny. Wrazenia byly jak zwykle cudowne - mozna na nie patrzec godzinami i caly czas na nowo sie nimi zachwycac. Tym razem nie skonczylo sie jednak na biernym ogladaniu. Razem z Kasia zrobilam cos, o czym marzylam juz od zeszlego roku - zatanczylam na trawniku wokol fontanny. Trafilysmy akurat na muzyke klasyczna i dalysmy niepowtarzalne baletowe szol, ktore przysporzylo nam mnostwa fanow, wiec nie zdziwcie sie przypadkiem, gdy znajdziecie filmik z tego wydarzenia na youtubie. Przygladaly nam sie tysiace ludzi, bylskaly flesza, a my jak w transie skakalysmy i tanczylysmy wokol fontanny. Dopiero podczas przerwy zoriwntowalysmy sie, ze nasze ubrania sa calkiem mokre. Wtedy tez podeszla do nas para z Meksyku, ktora zauroczona naszymi popisami poprosila nas o maila i o wspolne zdjecie. Bylysmy juz z Kasia troche zmeczone tymi plasami, ale chcialysmy godnie zakonczyc ten wieczor i jak na zawolanie z glosnikow fontanny rozlegly sie dzwieki piosenki z Titanica. Poniewaz podczas przerwy wokol fontanny nieco sie rozluznilo, to moglysmy dac upust swojej fantazji i szalec po kazdej jej stronie. W przemoczonyc ubraniach i z mokrymi wlosami , ale przepelnione radoscia ogromna udalysmy sie razem z Agata i Natalia autobusem na camping. Przed pojsciem spac na wszelki wypadek lyknelam troche lekow przeciwgrypowych, bo kto by tam chcial chorowac w taki gorac. Zasypialysmy usmiechniete, czekajac na kolejny wspanialy dzien...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz