wtorek, 7 września 2010

w drodze do Madrytu

Gibraltar Gibraltarem, ale trzeba jeszcze jakoś wrócić do domu, a przedtem odwiedzić stolicę Hiszpanii czyli Madryt. Dla mnie miał być to czwarty z kolei dzień podróży stopem, bez żadnej przerwy i szczerze mówiąc niezbyt mi się śpieszyło zobaczyć zdziwione miny hiszpańskich kierowców widzących na drodze turystki z wyciągniętymi kciukami. Jedynym pocieszeniem było to, że w Madrycie czekała już na nas Agata Miłosz, a wraz z nią jej wspaniałe mieszkanie. Była więc nawet szansa na suche ręczniki :D Pokrzepiona tą myślą razem z Agathą ruszyłam w drogę.

Naszym pierwszym kierowcą był starszy Hiszpan, który zabrał nas co prawda niewielki kawałek, ale jakże znaczący, ponieważ dojechałyśmy do zjazdu na autostradę. Tam nie musiałyśmy długo czekać, by podwiozła nas pielęgniarka jadąca do pracy. Wysadziła nas na stacji benzynowej gdzie poznałyśmy sprzedawcę nieruchomości. Ów jegomość koniecznie chciał się z nami przywitać po hiszpańsku (dos besos) i zabrał nas aż pod Malagę. Po drodze opowiadał nam trochę o swojej pracy. Na stacji pod Malagą spędziłyśmy prawie godzinę. Zdążyłam nawet rozwiesić ręcznik i kostium (wreszcie wyschły!). Z jednej strony suche rzeczy to bardzo fajna sprawa, ale z drugiej - czekanie zaczęło mnie męczyć i już zaczynały się czarne myśli, że utkniemy tu na dłużej. Aż tu nagle pojawia się wielki samochód i wysiada z niego dwudziestokilkuletnia dziewczyna. Okazało się, że jedzie aż do Madrytu. Juhu! To jednak był nasz szczęśliwy dzień. Większość drogi do stolicy przespałyśmy, a tam czekała już na nas nasza wspaniała, gościnna gospodyni - Agata:)

piątek, 3 września 2010

Na skałach Gibraltaru

Ale zanim pomachałyśmy Afryce (to niesamowite, że tam, po drugiej stronie wielkiej wody, nodobra, tylko 14km, jest zycie, jest cywilizacja, elektryczność i to wszytsko na wyciągnięcie ręki, Czarny, "niezdobyty ląd") to trzeba było troche wyeksploatować Twierdzę Gibraltar i zdobyć ją na wszelkie mozliwe sposoby :D

p.s. zgadnijcie ktora z nich została Miss World 2009 :D

Po spotkaniu, juz w czwórkę, postanowiłyśmy zdobyc lodziarnię Carte D'or, ponieważ zabrałyśy ze stacji benzynowej trochę darmowych karteczek, dzięki którym przy zakupie jednej kulki druga dostawało się gratis :D Znalazłwszy lodziarnię w Ocean Village Complex po prostu rozpłynęłyśmy sie w zimnych słodkościach (niektóre nawet dwa razy :D), ktore o dziwo są większe niż w pospolitych polskich lodziarniach.

Pełne siły, werwy i radości, ze juz jesteśy razem ruszyłyśy w górę.


W górę...

górę....

górę....

górę.....

Az zatrzymała nas bramka, aby iśc jeszcze bardziej w górę ;) (jednak tym razem jeszcze schodów nie było, jeszcze...)

Bramka "kazała" nam zapłacić za wejście po 1 ojro, ale kupując cztery bilety na raz zapłaciłyśmy tylko 3 ojro za naszą całą ekipkę. I znowu ruszyłyśmy w górę....

Po drodze mijając rośłinność gibraltarską, muchy gibraltarskie, turystów wraz z samochodami (mozna tam wjechać autem, co skutkuje licznymi mijankami po drodze) z niemalze całej Europy, fotografując przepięne widoki z coraz to wyzszych pięter ujrzałyśmy - małpę! A więc to prawda, ze w tym miejscu małpy, makaki, zyją na wolności, nie w klatkach, i zupełnie nie boją sie turystów! Co więcej, sa tak bezczelne, ze potrafią wyrwać człowiekowi siatkę posrtfel, torbę lub cokolwiek inego, co wzbudzi w nich zainteresowanie. Świadome tego ryzyka i kary grzywny 500ojro za karmienie małp, pełne strachu omijałyśmy je wielkim łukiem, jednka pare zdjęć musiałam pstryknąć :)

Dalej ruszyłyśmy po schodach w górę! Piękne widoki, niesamowite fortyfikacje, małpy i świadomość dotarcia do celu po półtoratygodniowej tułączce po Europie Zachodniej napawały nas niesamowitą radością, szczęściem i energią pięcia się coraz dalej, coraz wyżej i spełniać kolejne marzenia. Tym samy Europa Point, czyli miejsce na Gibraltarze najbardziej wysunięte na południe stawało się coraz blizsze...

Po drodze jeszcze Murcia "wyprowadziła nas w pole", bo na początku wydawało sie ze właśsnie tam jes ściezka i to taka dla więszych "hard-core'ów", ale nagle się urwała i na końcu pojawiła się małpa. Dlatego postanowiłyśy jednak zawrócić i odnaleźć właściwą drogę. Zwłaszcza, że słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi a Europa Point chciałyśy koniecznie zdobyć za "widnaka".

Schodząc już z Upper-Rock of Gibraltar zrobiłyśy sobie "krótką" przerwe przy Słupach Herkulesa i przeleżałyśy dobrą chwilę z nogamiw yciągnietymi ku górze. Cudowne uczucie nic-nie-robienia po dotarciu (prawie) do celu :)
W końcu postanowiłyśmy - idziemy na koniec-końców! No i ruszyłyśmy, po drodze trochę zbaczając z trasy, ale ostatecznie ujrzałyśmy Meczel Al-Ibrahim, latarnię Trinity no i punkt widokowy, skąd widać Afrykę! I zgadnijcie co?! Widać ją! Bez żadnych problemów :) No więc cóż mogłyśy zrobić - machamy, machamy, machamy....

W naszych głowach było jeszcze marzenia kąpieli, zatem ruszyłyśmy w strone plazy, poprzez dłuuuugi tunel śpiewając, a raczej wyjąc piosenki typu "Nie czaruj", az dotarłysmy do kapieliska.

Szybka kapiel i ruszamy po plecaki, które zostały po hiszpańskiej stronie - w la Linei (zostawiłyśy bagaze w skrytkach na dworcu autobusowym, jedna skrytka za 3 ojro, potrzebowałyśy dwóch). Jakieś dziwne uczucie mi towarzyszyło, ze chyba ten dworzec nanoc zamykają....Czy zdązymy odebrac nasze pakunki? Oby....

Przekrtoczylyśmy granicę i szybko udałyśy się na dworzec. O jakiz kamień spadł nam z serca kiedy zobaczyłyśy otwarte drzwi :) Wyjęłyśmy nasze bagaze z szafek, Kate i Koza poszły szukać meijsca noclegowego (planowany na plazy hiszpańskiej, bo na Gibraltarze woda w plazowych prysznicach jest słona - mają tam deficyt słodkiej wody - zbierają nawet deszczówkę w specjalnych zbiornikach umiejscowionych na skałach), Murcia się myć a ja pilnowałam klamotów.

Nagle, ku mojemu zdziwieniu, podchodzi do mnie security-man i każe opuścić dworzec, bo zamykają. Pełna zdziwienia, że mam sobie pójść, poleciałam po Natalię iz abrałyśy tobołki, usiadłyśmy przed dworcem na ziemi ipoczełyśy myśłec co dalej, w końcu zamknęli nam łązienkę z toaletą :P

Murcia postanowiła poszukać jakiegoś taniego prysznica (nie koniecznie plazowego), a ja znowu pilnując rzeczy pisałam pamiętniczek. Po chwili wróciły dziewczyny ze zwiadu noclegowego. Znalazły całkiem przyzwoite miejsce na plazy i nawet w prysznicach jest słodka woda!
Czekając na Natalię usiadłyśy przy plecakach i nagle podjezdza do nas policja! I wskazuje na kate, że jest pijana i ma pokazać paszport! Kate i pijana! Hahahahaha! Panowie chyba nie wiedzą, co znaczy być harcerką ;) Także kupa śmiechu, powrót Natalii i ruszyłyśmy na miejsce noclegowe.

Szybki prysznic, długie oczekiwanie na wrzątek (jakimś cudem na plazy campingaz jakoś nie dawał rady szybko zagotować wody ;) ) i lezymy w śpiworkach. Plecaki wrzucone do namiotu, który co prawda nie był rozstawiony, ale płasko połozony - no ale ma zamek i ożńa coś w nim zamknąć :), my rozłozone na okołonamiotu udałysmy sie do krainy snów....
A jutro?

Jutro znów w podrózy, ale można juz powiedziec, że zaczynamy wracać...

Chociaz nie tak dosłownie, bo czeka nas jeszcze wizyta w Madrycie, u Agaty, naszej byej Drużynowej i byłej Hufcowej. Az się nie mozemy doczekac na to spotkanie, no i, trzeba przyznać, na domową łazienkę i prawdziwy dach nad głową :)

MACHAMY AFRYCE

MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ! UDAŁO SIĘ! GIBRALTAR ZDOBYTY:):):)

I tak oto juz w pelnym skladzie udalysmy sie na Rock of Gibraltar by wypelnic nasza misje i pomachac Afryce.
Z jednej strony bylysmy niesamowicie szczesliwe, a z drugiej bylo nam troche smutno, bo wiedzialysmy, ze od tej pory bedziemy juz tylko wracac. Zatem nasz cel zostal zrealizowany, ale tak naprawde wielka radoscia i przygoda byla
sama droga i gdyby nie ona, to machanie Afryce nie daloby nam az takiej satysfakcji.



Kiedy wyruszasz w podróż do Itaki
życz sobie, żeby długie było wędrowanie,
pełne przygód, pełne doświadczeń.

(...)

Itaka dała ci tę piękną podróż.
Bez Itaki nie wyruszyłbyś w drogę.
Niczego więcej już ci dać nie może.

A jeżeli ją znajdujesz ubogą, Itaka cię nie oszukała.
Stawszy się tak mądry, po tylu doświadczeniach,
już zrozumiałeś, co znaczą te Itaki.

Barcelona - Gibraltar

Podróz widziana aparatem Agathy:
Ku naszemu zdziwieniu ale i uciesze dało się zauwazyć sporo "byczków" po drodze :)

czasem nie byłyśmy same podczas łapania auto-stopu....

Widać - niektorym się nie udało ;) ale my i tak sie nie załamywałyśmy i dale wyciągałyśy kciuka, pokazywałyśy kartki...

Wschód Słońca na naszym przymusowym noclegu, przed Cartageną.


W róznych miejscach przyszło nam łapać kolejne autka. Ale widoki - im blizej Gibraltaru, coraz bardziej urozmaicone :)



Napiszę tylko jedno - Havi.....

No dobra, dodam, ze prowadził na bosaka i jechał na podbój Hiszpani (sam jest z Murci) wraz ze swoim jednorocznym psem, śłepym na jedno oko od urodzenia.




Kierowcapogwizdujący sobie przy rytmach Robiego Willimas'a.

Tak! Tak! Dotarłyśmy, po wielu przygodach (zapewne i tak nie ostatnich) na Gibraltar!


Kąpiel w wodach gibraltarskich.
W tle - fortyfikacje twierdzy Gibraltar.
Czas zakończyć nasz dzień - zachód Słońca na Gibraltarze :)
Połozyłyśmy się spać (jak prawdziwe syreny, na skałkach) w nadziei na spotkanie z Kate i Murcią dnia następnego...

przeklęta Cartagena

Jak juz wiecie Agatha i Koza dotarly do Giblartaru. Natomiast ja i Murowana to calkiem inna historia...

Generalnie zlapac stopa w Hiszpanii jest cholernie trudno. Hiszpanom w ich hiszpanskich glowkach nie miesci sie zupelnie, ze mogliby z wlasnej woli zabrac do swojego samochodu kogos OBCEGO. I nie liczy sie dla nich, czy o podwozke prosza dwie niewinne niewiasty czy zgraja osilkow. Po prostu maja zadade, ze nie biora nikogo i tyle. Nigdy nie podejrzewalam ich o taki sposob myslenia. I powiem Wam, ze to nawet nie bylo wkurzajace, to bylo po prostu smutne, ze slynacy z goscinnosci i otwartosci narod nie jest w stanie pomoc dwom zblakanym autostopowiczkom.

No ale do rzeczy! Jakims cudem udalo nam sie znalezc kilka osob, ktore najczesciej z bolem i po dlugich namowach, ale przewozily nas kawalek. A wsrod tych szczesliwcow byli:
- pani z dzieckiem jadaca w odwiedziny do mamy
- babka, co miala chlopaka Niemca
- dwoch Włochow, ktorzy chociaz sluchali dobrej muzy, to wysadzili nas pod mostem na srodku autostrady
- pani-safari
- malzenstwo jadace na wakacje do Alicante
- Rosjanin, ktory kupil nam w prezencie TORT
- 2 braci
- mlody milosnik dziwnej muzyki (cytuje tekst 15-minutowej piosenki - "ligaligaligaligaligaligaliga..."

I tak oto o godzinie 22 znalazlysly sie z Murowana w Cartagenie. Przez 1,5 h czekalysmy na dziewczyny i zastanawialysmy sie gdzie bedziemy spac. Niestety okazalo sie, ze tej nocy sie nie spotkamy. Wyszlo tez na jaw, ze Cartagena, chociaz nad morzem sie znajduje, to plazy nie ma tam ani kawalka. Zapytalysmy wiec pewnej mlodej dziewczyny, czy sa tu jakies hostele lub campingi. Niestety byl tylko hotel, ktory kosztowal skromne 59 euro za noc. Niestety nasz budzet nie byl gotowy na takie luksusy. Z zawiedzionymi minami podziekowalysmy dziewczynie za informacje i zaczelysmy sie zastanawiac, co dalej. Ona chyba sie zorientowala, ze na taki nocleg nie bedziemy mogly sobie pozwolic i za kilka minut wrocila i dala nam 12 euro ze slowami, zebysmy nie spaly na ulicy. I tak wlasnie razem z Murowana zostalysmy zebraczkami;)

Za otrzymane pieniadze zafundowalysmy sobie autobus na plaze i tam spedzilysmy noc.

Byc moze zastanawiacie sie czemu ta notka zatytulowana jest "przekleta Cartagena" skoro w przeciwienstwie do innej Agaty i Kasi do niej dotarlysmy. Otoz dotrzec to jedna sprawa, ale wydostac sie... To juz zupelnie inna.

Zmeczone po beznadziejnym dniu poprzednim i zasmucone tym, ze nie udalo nam sie spotkac z reszta ekipy, ale mimo to pelne nadziei na nowy lepszy dzien ruszylysmy na najblizsza stacje benzynowa. Niestety znalezienie kierowcy nie bylo sprawa latwa. Nawet jak ktos jechal w nasza strone to nie chcial nas zabrac. W koncu zlitowalo sie mlode malzenstwo, ktore podrzucilo nas na nastepna stacje benzynowa. Sprawa jest o tyle ciekawa, ze chociaz nie mieli miejsca na nasze bagaze to poprosili ludzi z innego samochodu by je zabrali. Tak oto 2 stopami na raz w jednym my w drugim plecaki dotarlysmy na nastepna stacje. Kolejne podwozki byly niezwykle krotkie:
- londynczyk mieszkajacy w Hiszpanii
- walijskie malzenstwo na emeryturze
- czeski TIRowiec

Az w koncu z Murci usmiechnelo sie do nas szczescie i mloda para jadaca na wakacje podwiozla nas calkiem sporo, bo jakies 200 km. Zgodnie z nasza prosba wysadzili nas na stacji bezynowej. Pelne nadziei, ze teraz bedzie juz z gorki zabralysmy sie do pytania ludzi, w jakim kierunku jada.

Nadzieje okazaly sie zludne. Na stacji REPSOL spedzilysmy 5!!!!!!!! tak 5!!!!! godzin. Poznalysmy tam litewska autostopowiczke, ale to calkiem inna historia, moze opowiemy ja przy innej okazji. W kazdym razie zadomowilysmy sie juz na tym Repsolu. Podladowalysmy telefony, wywiesilysmy mokre reczniki, zjadlysmy obiad (w sensie bagietke z serkiem topionym - a cozby innego)... Nawet zaprzyjaznilysmy sie z panem obslugujacym stacje, ktory rowniez pytal sie wszystkich kierowcow, dokad jada i czy moga nas zabrac. Zniechecone dlugim czekaniem poczulysmy silna zazdrosc, ze Agata i Kasia sa juz na Gibraltarze. Zapowaiadalo sie ze spedzimy kolejna noc osobno...

Jednak tuz przed godzina 19 jak z nieba spadl nam Miguel i jego zona. Zabrali nas w okolice Grenady i tam spedzilysmy noc.

Rano powiedzialam do Natalii - "wiem czemu nam nie szlo! nie jadlysmy cukierkow od Cobry." Tak wiec rozpoczelysmy dzien wlasnie od nich. Nie minelo pol godziny, a znalazlam Hiszpana, ktory jechal do Malagi, czyli zdecydowanie w nasza strone. Ale byl pewnien problem - Carlos nie chcial nas zabrac. Byl to facet tak pod 60-tke, a strzelil mi gadke typu, ze mama go uczyla, ze sie nie rozmawia z nieznajomymi, a co dopiero brac ich do samochodu! Tego bylo juz dla mnie za wiele. Nie znioslabym kolejnego ciezkiego dnia. Z tej zlosci i bezsilnosci po prostu sie poplakalam i wygarnelam pare rzeczy Carlosowi. I wtedy stal sie cud - powiedzial, ze nas zawiezie! Wiec jednak warto czasem sie poryczec;) Murowana nawet zapytala, czy zrobilam to specjalnie:P

Po drodze okazalo sie, ze Carlos jedzie troche dalej niz Malaga i wysadzil nas w zasadzie jakies 30 km do Gibraltaru. Tam juz sam znalazl nas Kubanczyk z zona i synkiem Danielem i zabrali nas pod sama granice, gdzie spotkalysmy sie wreszcie z Kasia i Agata. Jak dobrze byc znowu razem i to na Gibraltarze:)